Ustalmy fakty. David Cronenberg nie jest tylko reżyserem horrorów. Przez ponad dwadzieścia lat żadnego nie wyreżyserował (1999-2022). Jego filmografia to na ten moment dwadzieścia pełnometrażowych tytułów, z czego tylko część ma cokolwiek wspólnego z horrorem. Zresztą ten gatunek nigdy nie był dla tego twórcy celem, a raczej środkiem wyrazu. Wczesne filmy Davida Cronenberga powstawały w takiej, a nie innej konwencji, bo formuła horroru pozwala na przemycenie treści zbyt mocnych dla innych gatunków. Zwłaszcza w Kanadzie, gdzie w latach 70. kino gatunkowe nie było zbyt rozwinięte. Realizując własne podejście do horroru, Cronenberg stawia najpierw na treść, potem na formę.

Sam reżyser mówi w wywiadach, że najbardziej nie cierpi reżyserowania efektów specjalnych, bo najbardziej ceni pracę z aktorami. Podkreśla, że gatunkowość to dla niego tylko narzędzie, kolejna forma wyrazu. A jako profesjonalista, ubierając film w horrorowe przebranie, stara się, by było jak najlepszej jakości. Ale gumowe dziwactwa nigdy nie były celem samym w sobie. Widać to w scenariuszach, gdzie treść jest najważniejsza. Potwierdzają to aktorzy grający w tych filmach i koledzy po fachu.

Filmy Davida Cronenberga a horror cielesny

Utrwalanie wizerunku Cronenberga wyłącznie jako króla horroru cielesnego to krzywdzący stereotyp. I spłycenie tematu. Miało to rację bytu jeszcze do końca lat 80. i 90., ewentualnieWtedy jak się szło do kina na nowe filmy Davida Cronenberga, należało się spodziewać mocnych treści i efektów specjalnych, które zostają w pamięci. Regularnie wywoływały też kontrowersje, zwłaszcza na początku. Jego debiutanckie Dreszcze zrobiono częściowo za państwowe pieniądze. Z tym, że wtedy nikt nie weryfikował scenariuszy. Skończyło się tym, że o filmie rozmawiano nie tylko w tamtejszych DKF-ach, lecz także w kanadyjskim parlamencie. Tak bardzo Dreszcze były skandaliczne, ale nie ze względu na efekty specjalne, a na to, jakie wywoływały skojarzenia u widzów.

zarażeni mieszkańcy wieżowca

Lęki podświadome

Dreszczach powszechną panikę wywołuje pasożyt przypominający połączenie penisa, larwy i ekskrementu. Zainfekowany nim człowiek zmienia się w seksualne zombie i zaraża wszystkich dookoła. To lęk przed seksualnością, czymś nieznanym, nieczystym i afrodyzjakiem jednocześnie. Pasożyt uwalnia żywiciela od wszelkiego tabu. Gdyby usunąć warstwę gatunkową, zostanie niepokojąca metafora wyzwolenia od norm społecznych. W dodatku w wymiarze wręcz pandemicznym.

Takie podwójne dno jest wręcz znakiem rozpoznawczym i charakteryzuje filmy Davida Cronenberga. Na przykład w Wideodromie technologia penetruje myśli bohaterów, ale też ich ciała. To horror science fiction, więc efektów nie brakuje. Główny bohater ma waginalny magnetowid w jamie brzusznej. Jego bronią jest mięsny pistolet, który powstał w miejscu ręki pod wpływem sygnału telewizyjnego. A po wyrzuceniu horrorowej otoczki Wideodrom nadal będzie straszył, ale jako komentarz społeczny. Dziś trafny jest nawet bardziej niż w dniu premiery.

Wierność konwencji i podwójne dno

Mucha, najbardziej znany film Cronenberga, to tak naprawdę dramat romantyczny w kostiumie horroru. Zgoda, główny bohater dosłownie się rozpada. Gubi włosy, zęby i paznokcie, zatraca powoli człowieczeństwo. To wynik nieudanego eksperymentu. Ale gdyby usunąć warstwę efektów specjalnych, pod spodem zostaje solidny, dobrze napisany dramat. Fabuła Muchy jest o związku, w którym jedna osoba zapada na straszną chorobę i umiera w męczarniach, a druga osoba po prostu skraca jej cierpienie. Nawet eXistenZ, choć jest o rzeczywistości wirtualnej, w gruncie rzeczy opowiada o fatwie. Dotyczy wyroku śmierci wydanego na twórcę, bo wykonał coś, co zdaniem grupy ekstremistów jest bluźnierstwem. Są sugestywne efekty specjalne i bogaty świat przedstawiony, ale bez nich to nadal byłoby świetne political fiction.

existenz

Filmy Davida Cronenberga – od czego zacząć, jeśli nie lubię horrorów?

Historia przemocy na zachętę

Warto poznać filmy Davida Cronenberga – zwłaszcza jeśli się nie lubi horrorów. I dobrze zacząć od Historii przemocy. Z kilku powodów. Przede wszystkim ma prostą fabułę i jest pozornie bardzo konwencjonalnym dramatem. To prosta historia przykładnego męża i ojca rodziny, Toma (Viggo Mortensen), który prowadzi mały lokal na prowincji. Napada go tam dwóch zakapiorów, ale udaje mu się ich rozbroić i pozabijać, chroniąc ludzi w pobliżu. Ku swojemu zakłopotaniu staje się lokalnym bohaterem. Sprawy dodatkowo komplikuje wizyta gangsterów, którzy zachowują się, jakby dobrze znali Toma, choć on mówi, że nigdy ich nie widział.

W międzyczasie członkowie rodziny zaczynają odczuwać wpływ, jaki mają na nich ostatnie wydarzenia. Przemoc – nawet uzasadniona – nie dzieje się w próżni i ma swoje konsekwencje dla wszystkich wokół. Cronenberg w Historii przemocy przesuwa granice, do których przyzwyczaili się widzowie. Zwłaszcza ci, którzy najczęściej oglądają hollywoodzkie produkcje z głównego nurtu. Tam bardzo ważną rolę odgrywa umowność w scenach dotyczących potencjalnego tabu.

We wspomnianym głównym nurcie w strzelaninach powinno być jak najmniej krwi, a bohaterowie zamiast broczyć w agonii, padają bez życia jak kłody. Za to w scenach seksu strategiczne miejsca są opatulone kołdrą, a kochankowie nawet w ekstazie nie uronią ani kropli potu, nie mówiąc o innych substancjach. Takie obostrzenia mają na celu przyciągnięcie jak największej liczby widzów – już od trzynastego roku życia. I oni oczekują wyrazistego, dostarczającego emocji seansu, ale tylko w pewnych granicach, żeby nie wychodzić ze swojej strefy komfortu nawet przy oglądaniu filmu wojennego. Cronenberg zawsze idzie o kilka kroków dalej, przez co oddala się od głównego nurtu, ale zyskuje na wiarygodności i sile przekazu.

filmy davida cronenberga

Nagi lunch na zaostrzenie apetytu

Cronenberg mówi o sobie, że lubi odkrywać nowe terytoria i zabierać widzów ze sobą. Jeśliby porównywać jego filmy do terytoriów, to Historia przemocy byłaby przechadzką po znajomej okolicy. A Nagi lunch surrealistycznym odlotem do innego świata. W uproszczeniu: to historia pisarza i dezynsektora Williama Lee (Peter Weller), który uzależnia się od środka owadobójczego. Pod jego wpływem zaczyna widzieć i robić dziwne rzeczy. Przyjmuje polecenia od gadającego żuka, przypadkiem zabija żonę i musi uciekać do Międzystrefy. Tam dalej ćpa i pisze raporty na owadziej maszynie do pisania Potem poznaje sobowtóra żony i popada w konflikt z jej mężem, również pisarzem. Przesiada się w międzyczasie na cięższe narkotyki, przez co ma coraz mocniejsze halucynacje i jeszcze trudniejszy kontakt z rzeczywistością.

Nagi lunch również świetnie nadaje się na początek przygody z filmami Cronenberga. Głównie dlatego, że przedstawia trudne tematy poprzez efekty specjalne, które wpijają się w głowę jak kleszcz. Na takim podejściu do pracy Cronenberg zbudował swoją rozpoznawalność. Jego najpopularniejsze filmy jak Mucha czy Wideodrom właśnie dzięki temu zostały klasykami. Nie dlatego, że to horrory cielesne, które szokują obrzydliwymi efektami. W każdym razie nie tylko. Chodzi o podteksty, które tym efektom towarzyszą, cała warstwa symboliczna zespojona ściśle z fabułą.

Filmy Davida Cronenberga: nostalgia vs fakty

Sprowadzenie twórczości Cronenberga wyłącznie do horrorów cielesnych już dawno straciło na aktualności. Dziwi zresztą jego samego. W okolicach premiery Niebezpiecznej metody, czyli w 2012 roku, w wywiadzie dla Jiana Gomeshiego ten temat został poruszony:

Gomeshi: Jesteś kojarzony przez widownię głównego nurtu jako artysta, który szokuje. Jeśli wpiszesz hasło „David Cronenberg” w Wikipedię, właśnie to tam przeczytasz. Czy ta charakterystyka do ciebie pasuje?.

Cronenberg: Myślę, że to nieporozumienie. To najbardziej powierzchowne podejście do tego, co robię. Zwłaszcza teraz, kiedy mój dorobek jest dość różnorodny. Rozumiem takie podejście w okresie moich pierwszych dwóch-trzech filmów, które faktycznie były horrorami. Jeszcze to bym zrozumiał. Ale teraz… wiesz, ludzie już powinni to załapać, to się robi trochę nudne. Mógłbym zrobić tysiąc filmów, gdybym żył dostatecznie długo. We wszystkich możliwych gatunkach. I nie boję się pokazywać mojej wrażliwości. Słyszałem, jak ludzie pytają mnie, dlaczego nie scronenbergowałem tego filmu. Odpowiadam, że właśnie to zrobiłem – robiąc go. (…) Ludzie mają w sobie ciągłą nostalgię, to bardzo dziwne. Tęsknią za przeszłością.

filmy davida cronenberga

U Cronenberga treść kształtuje formę

Podsumowując: Cronenberg opowiada swoje historie bez słodzenia, otwarcie i wprost mówiąc o sprawach co najmniej niewygodnych. Nie boi się tematów tabu, do których sięga od początku swojej kariery.Zbrodniach przyszłości, jego studenckim projekcie science fiction, pojawia się wątek pedofilski. W kinowym debiucie, czyli Dreszczach, jedną z zarażonych osób jest dziewczynka. Najpierw zaraża ją dorosły mężczyzna, a potem ona, już jako zombie, przenosi pasożyta na innego mężczyznę, całując go w usta. To, co jest nie do przyjęcia w dramacie psychologicznym, widzowie akceptują w horrorze cielesnym lub science fiction. A efekty specjalne, z których słyną starsze filmy Davida Cronenberga, to gatunkowa przykrywka. Zawsze na pierwszym miejscu jest treść, nawet kontrowersyjna. I to jest jedyna stała wartość w filmografii tego reżysera.

David Cronenberg – mistrz kina gatunkowego

Styl się zmienił po 2000 roku, ale koncepcja pozostała. We Wschodnich obietnicach główny wątek dotyczy zmarłej nieletniej prostytutki, która przed śmiercią rodzi dziecko. W tle poruszane są kwestie tłumionego homoseksualizmu i gwałtów na nieletnich. Z kolei Niebezpieczna metoda niemal w całości skupia się na tabu. Treść filmu to relacje Zygmunta Freuda, Karola Gustawa Junga i ich pacjentki, a potem koleżanki po fachu, Sabiny Spielrein. Jest bardzo dużo dialogów, z czego spora część jest o rozwoju psychoseksualnym czy fiksacjach seksualnych. Choć rozmówcy to skromnie ubrane damy i pozapinani pod szyję dżentelmeni, niejeden widz może się zarumienić od omawianych szczegółów.

Zresztą najnowszy (póki co) film Davida Cronenberga – Mapy gwiazd – też potrafi wprawić w zakłopotanie. Akcja rozgrywa się w środowisku ludzi z branży filmowej. Kierowca chce zostać scjentologiem, by nadać tempa karierze. Nastolatek-celebryta po odwyku gnoi wszystkich, bo jest popularny. Podstarzała aktorka ma problemy psychiczne, bo prześladuje ją duch zmarłej matki-gwiazdy filmowej. Tu Cronenberg tylko reżyserował, ale przez cały seans czuć jego rękę do drążenia niewygodnych tematów w przejmujący sposób.

David Cronenberg i brutalność domniemana

Filmy Davida Cronenberga nie są kontrowersyjne przez to, że jest w nich brutalność i/lub makabryczne efekty specjalne. To tylko środki wyrazu, których używa w zależności od tego, jaka jest konwencja danego filmu. Jeśli to horror cielesny, to są tam potworne efekty specjalne. Jeśli to kryminał, to są sceny przemocy i brutalność. A jeśli to film o parafiliach, to są tam sceny erotyczne. To podejście – skądinąd dość logiczne – wynika ze szczerości reżysera względem widza i traktowanie go poważnie. Nieuciekanie od dyskomfortu to u Cronenberga wyraz szacunku nie tylko do odbiorcy, lecz także postaci w filmie. Jeżeli postać została napisany, ma charakter, kostium i interpretację w postaci aktora, to jej śmierć powinna wybrzmieć, również na ekranie. Dlatego bohaterowie dostają u Cronenberga te kilka sekund więcej na umieranie, żeby widz też mógł odczuć to odejście.

Przemoc prawdziwa i w wersji light

Takie podejście do krwi i brutalności, (ale też seksu i śmierci) budzi kontrowersje. Ale nie dlatego, że filmy Davida Cronenberga są takie obrazoburcze, tylko przez to, że inni twórcy uciekają od tych tematów. Najpopularniejsze obecnie serie filmowe – ekranizacje Marvela i saga Gwiezdnych wojen – to znakomity przykład. Bardzo dochodowe franczyzy stojące widowiskowymi mordobiciami są praktycznie bezkrwawe. Oczywiście wynika to z obostrzeń, jakie nakłada kategoria wiekowa, ale to de facto bardzo brutalne filmy. Gwiezdne wojny słyną z obcinania kończyn, a produkcje Marvela z regularnych pojedynków, przynajmniej dwa razy na film. A jednak nie są to franczyzy kojarzone jako krwawe i brutalne, tylko kolorowe i przygodowe, a przede wszystkim przyjemne. I zgoda, że to fajne kino, nawet jeśli niewiarygodnie wtórne. Za to przedstawienie w nim przemocy w wersji light doprowadziło do sytuacji, w której krew równa się brutalność, a brak krwi to brak brutalności.

Popularne, ale nieprawdziwe

To nie jest czepialstwo o to, że poubierani w trykoty superbohaterowie w filmie science fiction nie krwawią. To element konkretnego uniwersum i gatunku, który rządzi się swoimi prawami. I to przyciąga widzów, bo chęć zobaczenia widowiska nie musi oznaczać chęci oglądania krwi. Rzecz w tym, że taki kinowy odbiorca często jest przyzwyczajony (np. przez Marvela) do tego, że uderzony w twarz bohater nie puchnie/nie krwawi/nie cierpi. Więc jeśli potem ten sam odbiorca ogląda Historię przemocy Cronenberga – również ekranizację komiksu, a raczej powieści graficznej – to obecna tam tytułowa przemoc będzie dla niego ekstremalna. Nie dlatego, że dzieje się tam coś makabrycznego. Raczej przez to, że brutalność u Cronenberga będzie wyglądać tak, jak mogłaby wyglądać w prawdziwym życiu, a nie w wersji light.

Tatuaże Viggo Mortensena

Filmy Davida Cronenberga – dla kogo?

Do dyspozycji jest dziewiętnaście pełnometrażowych filmów kinowych. Można by wymienić je po kolei i okazałoby się, że poza horrorami cielesnymi jest też studium schizofrenii, ekranizacje powieści z różnych rejonów literatury, biopunkowe science fiction, kryminały, dramaty psychologiczne, kino kostiumowe, romanse, a nawet produkcja o wyścigach samochodowych. Najlepsze w filmografii Cronenberga jest to, że nie trzeba odrabiać lekcji, żeby zacząć oglądać jego filmy. Można wybierać według ulubionego gatunku, a tych – jak widać – nie brakuje. Można wybierać według aktorów, bo gra tutaj całe mnóstwo i to pierwszej klasy.

A więc dla kogo są filmy Davida Cronenberga? Dla każdego świadomego widza, który włączając horror cielesny, nie boi się zobaczyć mutującego ciała. Dla takiego odbiorcy, którego nie zbulwersuje nagość w filmie o seksualności. A przede wszystkim dla widza z otwartym umysłem, tolerancyjnego i gotowego na filmowe podróże w miejsca, gdzie być może jeszcze nie był.

Kino Cronenberga nie jest jak kłębek nici, gdzie jest tylko jeden słuszny kierunek rozwoju. Raczej jest jak dywanik patchworkowy. To zbiór bogaty właśnie swoją różnorodnością, nie jednolitością. Potwierdza to sam Cronenberg we wspomnianym wyżej wywiadzie, gdzie zapytany o swoją karierę, mówi tak: „Mógłbym zrobić tysiąc filmów, gdybym żył dostatecznie długo. We wszystkich możliwych gatunkach”.

filmy davida cronenberga