Martwa strefa zaskakuje spokojem i stonowaniem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to produkcja Davida Cronenberga z lat 80., a więc z czasów jego najbardziej widowiskowych filmów science fiction. Zaledwie osiem miesięcy wcześniej premierę miał Wideodrom, ponure połączenie technothrillera z horrorem cielesnym o zgubnym wpływie telewizji, słynący z rozbudowanych efektów specjalnych. Tymczasem Martwa strefa to bardziej dramat psychologiczny z wyraźnym wątkiem niespełnionej miłości.

W głównym bohaterze, choć jest jasnowidzem i może wpływać na bieg historii, najważniejsze jest to, jak radzi sobie z samotnością i sytuacją, w której się znalazł. Lekarze, dziennikarze i policjanci widzą w nim lokalną atrakcję. On po prostu chciałby mieć święty spokój i założyć rodzinę z ukochaną u boku. Choć w filmie są elementy zarówno kryminału, jak i horroru, na pierwszy plan wysuwa się dramat jednostki, którą od normalnego życia oddziela nadprzyrodzona zdolność. Pod tym względem Martwej strefie bardzo blisko do słynnej Muchy.

Moc i odpowiedzialność

Johnny Smith (Christopher Walken) budzi się z pięcioletniej śpiączki spowodowanej wypadkiem samochodowym. Jego lekarz, doktor Weizak (Herbert Lom), informuje go, że nim zacznie znowu chodzić, musi przejść długą rehabilitację. W tym czasie będzie miał o czym myśleć. Od rodziców dowiaduje się, że stracił pracę w szkole, a jego dziewczyna, Sarah (Brooke Adams), zdążyła wyjść za mąż. Początkowo Johnny jest załamany natłokiem złych wiadomości, ale mimo to stara się dojść do siebie. Kiedy przypadkiem dotyka ręki pielęgniarki, widzi pożar w jej domu, gdzie uwięziona w płomieniach jest mała dziewczynka. Wizja okazuje się prawdziwa i dziecko udaje się uratować, a Johnny wbrew swojej woli staje się miejscowym bohaterem. Odwiedza go szeryf Bannerman (Tom Skerritt) i prosi o pomoc w poszukiwaniach seryjnego mordercy. Smith konsekwentnie chce mieć święty spokój i odmawia. Jednak po namyśle decyduje się na współpracę z policją, zdając sobie sprawę, że jego dar jasnowidzenia może uratować czyjeś życie.

martwa strefa

Martwa strefa po latach

Z czasem film zyskał z dwóch powodów. Po pierwsze – to przede wszystkim solidny dramat jednostki skupiony na życiu wewnętrznym bohatera. Johnny to typowy Cronenbergowski protagonista: odstaje od reszty społeczeństwa i nie czuje się w pełni jego częścią, choćby chciał. To wrażliwy indywidualista naznaczony piętnem, na którego punkcie dostaje obsesji odciągającej go od normalnego życia. Po drugie – Johnny’ego gra Christopher Walken. Swoją fizjonomią, ruchliwością i charakterystycznym głosem potrafi przejmująco oddać wszystkie stany bohatera, od zagubienia i złości po serdeczność.

Choć znany ze swoich aktorskich szarż, w Martwej strefie jego gra jest stonowana i przystosowana do postaci introwertyka, który tylko w ostateczności daje upust swoim emocjom. Film wszedł do kin w 1983 roku, zaledwie pięć lat po oscarowej roli Walkena w Łowcy jeleni Michaela Cimino. Ówczesna widownia wiedziała, jak dobrym jest aktorem dramatycznym. Dzisiaj, kiedy ma na swoim koncie role w Powrocie Batmana, Pulp Fiction, Armii BogaZłap mnie, jeśli potrafisz, tym ciekawiej ogląda się go młodszego. I to w ekranizacji powieści Stephena Kinga.

Martwa strefa – dramat science fiction?

Martwa strefa jest przede wszystkim dramatem psychologicznym. Paradoksalnie, przez to bardziej pasuje do najnowszych filmów Cronenberga, który odszedł od horroru cielesnego na rzecz kameralnego studium jednostki. Jednak w latach osiemdziesiątych reżyser kojarzył się głównie z efektami specjalnymi i posoką. I choć zawsze stała za nimi głębsza myśl, to właśnie przez poruszającą formę dorobił się przydomku guru of gore. Tymczasem w Martwej strefie zarówno rekonwalescencja Johnny’ego, jak i jego wizje przedstawione są dość zachowawczo. Jedyne krwawe ujęcie trwa kilka sekund i dzisiejszemu widzowi nie podniesie ciśnienia. W związku z tym osoby kojarzące Cronenberga wyłącznie z horrorami będą rozczarowane. Jednak biorąc pod uwagę jego ostatnie sześć filmów, trudno nie zauważyć, że to właśnie dramat psychologiczny interesuje go najbardziej.

OCENA: 6/10

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu film.org.pl.