Matka zabijająca z zimną krwią swoje kilkuletnie dziecko i performer hodujący w ciele zmutowane narządy, które potem są publicznie wycinane. Tak zaczynają się Zbrodnie przyszłości Davida Cronenberga, a dokładnie pierwsze dziesięć minut.

Wątki dzieciobójstwa i chirurgii performatywnej to osobliwe połączenie. Nie dość, że pokazywanie śmierci dziecka to niemal temat tabu, to jeszcze reżyser łączy to z niesmacznym horrorem cielesnym. I – jakby tego było mało – ekologią. Pojmowaną w specyficzny, Cronenbergowski sposób.

Niech żyją nowe narządy

Ludzkie ciało, żeby nadgonić za zmieniającym się światem, zaczyna produkować nowe narządy. Jedna grupa ludzi pozbywa się ich, ponieważ utrudniają dotychczasowe życie. Kimś takim jest Saul Tenser (Viggo Mortensen). Wraz z Caprice (Léa Seydoux) organizują publiczne pokazy, podczas których ceremonialnie otwiera się jamę brzuszną Saula i wycina nowe narządy. Są potem przechowywane w słojach. Z zagadkowego organu stają się dziełem sztuki współczesnej. I ta sztuka ma wierne grono fanów – hipsterów, koneserów sztuki etc.

Jest też druga grupa ludzi, która nie wycina swoich narządów, tylko odkrywa ich nowe funkcje i uczy się z nimi żyć. Kimś takim jest Lang Dotrice (Scott Speedman). To przywódca komuny ludzi, którzy otworzyli się na nowe możliwości i ich ciała zyskują nową zdolność – są w stanie trawić tworzywa sztuczne. Dotrice widzi w tej sytuacji szansę dla świata. Jeśli istnieją ludzie, którzy mogą żywić się plastikiem i toksycznymi odpadami, to mogą przyczynić się do rozwiązania kryzysu ekologicznego i zaśmiecenia planety. Niestety muszą się ukrywać, bo ich zdolności są traktowane w społeczeństwie jako nienormalne, a oni sami są poszukiwani przez policję.

viggo mortensen

Biurokratyczne zbrodnie przyszłości

Zarówno performerów chirurgów, jak i zjadaczy plastiku obserwuje rządowa organizacja: Narodowy Rejestr Organów (w skrócie NRO). To tajna komórka, której zadaniem jest dokumentowanie, kto ma nowe narządy w ciele, ile ich usunął i czy miały jakąś funkcję. Organizacji przyświeca jeden cel – stanie na straży normalności, czyli człowieka według tradycyjnej definicji. Każda zmiana i każdy nowy organ to abominacja. A osoby, które zamiast wycinać nowe narządy, żyją z nimi i korzystają z ich funkcji, przestają odpowiadać definicji człowieka. W NRO pracuje dwójka urzędników – nieśmiała Timlin (Kristen Stewart) i gadatliwy Wippet (Don McKellar). Oboje, choć urząd im na to nie pozwala, są fanami sztuki Saula Tensera.

Powrót Cronenberga do kina po ośmiu latach (a do horroru cielesnego po ponad dwudziestu) aż się prosi o grę w łączenie kropek. I trudno się dziwić, bo nawiązań tu co niemiara. Autopsję dziecka mieliśmy wcześniej w Potomstwie, pionowy otwór w brzuchu w Wideodromie, a konkurs piękności narządów wewnętrznych w Nierozłącznych.

Sam Cronenberg niedawno wrzucił do internetu zdjęcie swoich kamieni nerkowych i podpisał je właśnie „Inner Beauty”, czyli wewnętrzne piękno. Dokładnie tego samego określenia użył jeden z braci Mantle’ów (Jeremy Irons), kiedy powiedział pacjentce: „Zawsze uważałem, że powinny być konkursy piękności narządów wewnętrznych. Najlepsza wątroba, najlepiej rozwinięte nerki”. O takim konkursie rozmawiają też bohaterowie Zbrodni przyszłości, nawet jego nazwa jest bardzo podobna. Mało jest zacniejszych przykładów intertekstualności w obrębie twórczości jednego artysty.

Filmowe potomstwo

Niemniej łączenie kropek w przypadku Cronenberga to błędne koło. On ma pełną świadomość, że te motywy się powtarzają, ale to nie lenistwo lub brak wyobraźni. Po prostu za każdym razem próbuje znaleźć nową odpowiedź na pytanie, co to znaczy być człowiekiem. Komentując Zbrodnie przyszłości jeszcze podczas ich powstawania, Cronenberg odniósł się do kwestii gatunkowości w swoich filmach:

Kwestia ludzkiego ciała w moich filmach nie ma nic wspólnego z gatunkami. To nie musi być horror cielesny ani kino gangsterskie, wszystko jedno. To zawsze jest moje nieustanne odkrywanie tego, co to znaczy być istotą ludzką. Co to znaczy być człowiekiem? Dla mnie to zawsze jest sprowadzone do kwestii ciała”.

Powrót do kina gatunkowego w przypadku Zbrodni przyszłości wynika z tego, że pierwotny scenariusz był podobno napisany w tej konwencji. A do horroru cielesnego Cronenberg zawsze miał takie podejście, że gatunek jest środkiem do celu, nie zaś celem samym w sobie. Po prostu kostium gatunkowy pozwala na większą swobodę w pokazywaniu tego, co się chce, bez narażenia filmu na pogrzebanie lub los półkownika.

zbrodnie przyszłości

Dreszcze niesmaku

Przy okazji pokazów Zbrodni przyszłości w Cannes, reklamowano ten film w prasie i mediach w dość banalny sposób. Grzano temat ludzi wychodzących z sali (co podczas tego festiwalu jest na porządku dziennym). Odmieniano słowo „kontrowersyjny” przez wszystkie przypadki (choć od 1975 roku wiadomo dokładnie, czego można się spodziewać po Cronenbergu). Niektórzy wręcz oświadczali, że dzisiejsze czasy to nie jest pora na kręcenie takich filmów, jakby wybitność danego twórcy definiowało to, że potrafi wpisać się w aktualne trendy lub poruszać tematy z pierwszych stron gazet.

Tyle dobrego, że wszystkie te frazesy mogły przyczynić się do zwiększonego zainteresowania powrotem Cronenberga na ekrany kin. Być może to nawet zachęciło nowe pokolenia miłośników filmu do zgłębienia jego pozostałych produkcji. Niemniej szkoda, że kiedy już jest szansa, żeby zwrócić uwagę masowej widowni na Cronenberga (a takich okazji w przyszłości może być niewiele), zdecydowana większość jedzie po linii najmniejszego oporu i powtarza banały, znane zresztą od lat.

To najlepszy czas na takie filmy

Dlaczego uważam, że teraz jest najlepszy czas na takie filmy? Choćby dlatego, że Zbrodnie przyszłości poruszają najważniejsze zagadnienia tych czasów. To wolność słowa, prawo do decydowania o własnym ciele i katastrofę ekologiczną. Paradoksalnie to nie oznacza, że film Cronenberga jest ideologicznym manifestem zrobionym w zgodzie z jakąś agendą. To tematy ponadczasowe, w dodatku przewijające się w jego filmografii tak samo, jak pytanie o istotę człowieczeństwa.

Od bardzo dosłownej opozycji człowiek-nieczłowiek w DreszczachWściekłości, przez opozycję dobry człowiek-zły człowiek w Historii przemocyWschodnich obietnicach. I tak aż po opozycję zdrowy człowiek-chory człowiek w Niebezpiecznej metodzieNierozłącznych. A to tylko wybrane przykłady. Oglądanie tych tematów w filmach Cronenberga zazwyczaj wybija ze strefy komfortu. I dobrze, bo właśnie poza nią dzieją się najciekawsze rzeczy. Za każdym razem w jakiś sposób Cronenberg mówi o ludzkich sprawach, nawet tych, o których my nie umiemy rozmawiać.

OCENA: 8/10