Serial Dead Ringers czerpie z trzech źródeł. Pierwsze i najważniejsze to książka Twins autorstwa Bari Wood i Jacka Geaslanda, wydana w 1977 roku. Drugie to film Davida Cronenberga Dead Ringers AKA Nierozłączni z 1988 roku. Trzecie źródło to współczesna rzeczywistość, w której ciąża jest traktowana jak stan chorobowy, opieka na porodówkach niewystarczająca, a szczegóły związane z przebiegiem ciąży i porodu nadal nie są wiedzą powszechną.

Beverly i Elliot Mantle (Rachel Weisz) to bliźniaczki-lekarki, które chcą zrewolucjonizować podejście do porodów. Mówią głośno, że ciąża to nie choroba, chcą założyć nowoczesną klinikę i laboratorium. Dzięki badaniom naukowym i wysokim standardom opieki nad kobietami wprowadzą faktyczne zmiany w medycynie. Szukają sponsora, który sfinansuje ich zawodowe plany. Każda z nich ma też swoje osobiste marzenie. Beverly chce mieć dziecko i rodzinę. Elliot chce na zawsze być tylko z Beverly. Te pragnienia nawzajem się wykluczają. W dużej mierze treścią serialu jest napięcie między siostrami.

Nierozłączne relacje

Serialowe Dead Ringers to również polemika z tematami krążącymi wokół ciąży. Trochę o in vitro, trochę o aborcji, zalatująca science fiction nielegalna genetyczna zabawa. Jest też wątek złych kapitalistów (obłędna Jennifer Ehle) zarabiających potężne pieniądze na medycynie. Niemniej najważniejszy – i najlepiej napisany – jest tu wątek główny, czyli relacja bliźniaczek. Beverly jest spokojniejsza, bardziej krucha i empatyczna. Chce urodzić dziecko i wychowywać je ze swoją wybranką, pomagać kobietom godnie rodzić i dbać o nie i ich dzieci. Ponadto chce spokojnego życia. Z kolei Elliot jest wyrachowana, zadziorna i wyszczekana. Kocha swoją siostrę zazdrosną miłością i nie dopuszcza do siebie możliwości rozdzielenia z siostrą. Zamyka się w swoim laboratorium i kombinuje, jak pomóc Beverly zajść w ciążę, poświęca się dla siostry. Ale jest też zaborcza i niestabilna, a równowaga w relacji między nimi wisi na włosku przez cały czas.

Dead Ringers z Rachel Weisz może nie spodobać się miłośnikom body horroru. Owszem, efektów specjalnych nie brakuje, a sceny porodów wyglądały boleśnie prawdziwie. W tej wersji Dead Ringers krew i inne płyny leją się strumieniami, a proces porodu odczarowany z całego religijnego etosu. To orka, podczas której ciało rodzącej kobiety jest popychane do ekstremum, personel odbierający poród musi działać na najwyższych obrotach, a efektem tego groteskowego przedstawienia jest – w najlepszym wypadku – pomarszczony, zakrwawiony, krzyczący noworodek. To nie jest materiał na święte ikony. Jednak to raczej sceny utrzymane w klimacie rekonstrukcji, nie klimatach gore. Fabularnie też jest to raczej dramat psychologiczny niż horror.

Nierozłączne nawiązania

Widać stylistyczne zapożyczenia z filmu Cronenberga: szkarłatne kostiumy, klinika jak galeria sztuki, designerskie mieszkanie bohaterek, imiona postaci etc. Różnic jest jednak więcej niż podobieństw, co wychodzi serialowi na dobre. Film o braciach Mantle był zimny, zarówno emocjonalnie, jak i kolorystycznie. Była to męska perspektywa, a więc traktująca kobiece ciało jako coś odmiennego, nawet gdybyśmy pominęli obecny w filmie wątek mutacji narządów. Serial przedstawia drugą stronę tej samej monety, czyli spojrzenie kobiet na kobiety, z większym zrozumieniem i empatią, a jednocześnie bardziej wymagające. Dlaczego wymagające? Choćby przez wątek ciąży, w którą jedna z bliźniaczek chce zajść, ale jej organizm na to nie pozwala. Jednocześnie codziennie odbiera ona porody, pielęgnuje kobiety w ciąży (celowo nie używam słowa pacjentki, zgodnie z serialowym refrenem, że ciąża to nie choroba). Taka relacja kobiety-lekarza z kobietą w ciąży wydaje mi się pełniejsza, bardziej empatyczna i głębsza, niż w przypadku lekarza-mężczyzny.

Bardzo dobrze, choć mimochodem, pokazane są konsekwencje unikania szpitali. W jednym odcinku jest wątek pary, która trafia pod opiekę sióstr Mantle w ostatnim momencie przed porodem. Na pytanie o badania i stan zdrowia mąż kobiety odpowiada, że przecież szpitale to traumatyzujące miejsca i ich unikają, więc żona się nie bada i nic nie wiedzą. W następnej scenie dziecko umiera, a kobieta wpada w histerię. To mocna scena, ale wydaje się bardzo potrzebna. Unikanie badań, wizyt lekarskich i monitorowania stanu zdrowia jest wciąż problemem. Niejednokrotnie ludziom łatwiej jest iść w teorie spiskowe, niż iść się zbadać.

Nierozłączne wątki

Zamiana płci głównych postaci, zły kapitalizm kontra empatyczni lekarze, toksyczne relacje rodzinne – w Dead Ringers jest dużo wątków, może nawet za dużo. A jednak ten bałagan jest wciągający i świeży, choć bazuje na książce i filmie sprzed kilkudziesięciu lat. Odpowiedzialna za stworzenie serialu Alice Birch i mocno zaangażowana w niego Rachel Weisz postarały się wraz z reżyserami, by Dead Ringers było wypełnione treścią, eklektyczne, a jednocześnie nie aż tak ciężkie i mroczne, jak film Cronenberga.

Rachel Weisz jest tu tak dobra, że ogląda się ją w podwójnej roli tak, jak Jeremy’ego Ironsa w filmowej wersji. Przez sekundę nie myślałem o tym, że to jedna osoba w dwóch rolach, nie zastanawiałem się, jak to jest zrobione, tylko cały czas z przyjemnością dawałem się nabrać. A przeglądając zdjęcia z premiery Dead Ringers, patrzyłem na Rachel Weisz i zastanawiałem się: gdzie jest ta druga?

OCENA: 7/10