Główna bohaterka Rabid, czyli Rose (Laura Vandervoort) pracuje w domu mody znanego projektanta Gunthera (Mackenzie Gray). Choć ładna i zdolna, jest zamknięta w sobie, przez co pada ofiarą żartów ze strony współpracowników. Wkrótce potem następuje wypadek, który bardzo okalecza twarz Rose. Trafia do szpitala, gdzie pod okiem doktora Keloida (Stephen McHattie) dochodzi do siebie. Jednak wraca do domu oszpecona, wręcz niepełnosprawna. Nie może ani mówić, ani normalnie jeść. Kiedy w internecie znajduje reklamę kliniki stosującej eksperymentalne metody leczenia, umawia się na wizytę.

Na miejscu doktor Burroughs (Ted Artherton) zapewnia ją, że z takimi obrażeniami na pewno zakwalifikuje się do programu i wkrótce Rose ląduje na stole operacyjnym. Jej twarz zostaje zrekonstruowana za pomocą zmodyfikowanych tkanek, które przyjmują się z dnia na dzień, a bohaterka odzyskuje swoją urodę. Są jednak efekty uboczne – po silnym zmęczeniu może mieć stany lękowe, sugestywne sny, nawet halucynacje. Wkrótce potem Rose odkrywa jeszcze jeden skutek zabiegu – czuje niepohamowany głód krwi.

Rabid to za dużo Cronenberga?

Rabid to pierwszy w historii kina remake filmu Davida Cronenberga. Siostry Sokie, reżyserki nowej wersji, w wywiadach przyznają się do fascynacji jego twórczością. Z jednej strony to bardzo dobrze, ponieważ w kinie Cronenberga pojawia się sporo zagadnień, które można rozwijać w ciekawych kierunkach. Świetny przykład to rola kobiet, które od lat 70. pełniły bardzo ważne, funkcje w jego filmach. Ciekawie by było zobaczyć te historie z punktu widzenia kobiety-reżyserki, a siostry Soskie wydają się idealnymi kandydatkami na to miejsce. Świadczy o tym bardzo udana American Mary ich autorstwa. Jednak fascynacja może też oznaczać zaburzony osąd i mylne zakładanie, że zachwyt nad czyimś dorobkiem upoważnia do czerpania z niego bez umiaru. I niestety Rabid to dobry przykład tego, że nawet z inspirowaniem się idolami można przeholować.

rabid laura vndervoort

Najbardziej rozczarowuje to, że nawiązania do filmografii Cronenberga niestety nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Nie wnoszą też niczego do fabuły. Rabid sióstr Soskich cytuje niektóre sceny wprost, jak na przykład zapożyczona z Nierozłącznych operacja na Rose. Wykonuje ją personel medyczny w szkarłatnych fartuchach przypominających kardynalskie szaty. To jednak tylko stylistyczny dodatek, w równym stopniu elegancki co pozbawiony znaczenia. Podobnie ma się sprawa z nazwiskami postaci. Bliźniaczki Soskie pojawiły się w krótkim cameo nazywając się imionami Bev i Ellie, tak samo jak Jeremy Irons we wspomnianych Nierozłącznych. Z kolei klinikę słynną z eksperymentalnych metod leczenia prowadzi doktor William Burroughs. Identycznie nazywał się amerykański pisarz i bitnik, autor Nagiego lunchu, który Cronenberg zekranizował w 1991 roku. Niestety na nazwisku zapożyczenia się kończą i nie ma w Rabid żadnych głębszych nawiązań. Tak, jakby siostry Soskie uważały, że samo przywołanie dorobku Cronenberga z miejsca nobilitowało ich film.

Rabid to niezły horror, ale nieudany hołd

Rabid wygląda to tak, jakby Soskie nie mogły się zdecydować, czy skupić się bardziej na historii Rose, czy na składaniu hołdu reżyserowi pierwowzoru. Balansowanie między jednym a drugim doprowadziło do powstania nierównego filmu, który byłby znacznie lepszy, gdyby skupiono się na przedstawieniu nowej wersji historii. Rose w interpretacji Laury Vandervoort potrafi być przejmująca i łatwo utożsamić się z jej postacią. To kobieta początkowo jest popychadłem i zabawką w rękach cynicznych mężczyzn, a z czasem ze zwierzyny staje się łowcą. To chwytliwa koncepcja, która w American Mary udała się znakomicie, ponieważ była realizowana konsekwentnie. Rabid sprawdziłoby się świetnie jako feministyczna wersja Wściekłości Cronenberga, ale Soskie za mocno poszły w stronę filmowego hołdu, rozbijając intrygę stylistycznymi dodatkami. Tak jakby naśladownictwo wzięło górę nad autorskimi pomysłami bliźniaczek. Jeśli Rabid miał być ukłonem w stronę twórczości Cronenberga, to nie był to ukłon zbyt głęboki.

OCENA: 6/10